niedziela, 25 grudnia 2011

modoru

Nareszcie z powrotem w Tokyo! Nie sądziłem, że to kiedyś powiem ale po powrocie z dalekiego zachodu/południa Japonii poczułem się jak bym wracał...do domu. Wciąż trochę obcego ale jednak już oswojonego i zdecydowanie bardziej przewidywalnego niż zupełnie dzikie rejony na zachodzie. W 3 dni udało mi się dotrzeć niemal na kraniec Honshu, zwiedzić Hiroshimę (i okolice - włącznie z krótką wycieczką w góry ;) ), Kyoto, Narę i Osakę (trochę z przymusu - chciałem inaczej a wyszło jak wyszło). Mam za sobą całonocną, morderczą podróż autobusem oraz powrót shinkansenem (w końcu!). 3 dni w biegu z ciągłym planowaniem wszystkiego "na styk". Szaleństwo. Generalnie ten rok mam jakiś dziwny jeśli chodzi o święta. Wielkanoc spędziłem gdzieś w dzikich Himalayach, Boże Narodzenie z kolei gdzieś w południowej Japonii. Mimo wszystko było warto. Takie święta trafiają się bardzo rzadko - być może tylko raz w życiu - szkoda byłoby nie skorzystać.

Dziś nie mam siły nic więcej napisać. Pozwolę sobie jednak zdradzić wyjątkowo zagadkowe tytuły kilku kolejnych postów: miyajima, iwakuni, kuba, hiroshima, kyoto, nara oraz ryokou :) Na zachętę mały spoiler:


Szczegóły już jutro ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz