Kolejne święto państwowe...Miałem jechać w góry ale po pierwsze zaspałem a po drugie nie chciało mi się zwlec z wyra w to zimno i czekałem aż klima nagrzeje mi w chacie do temperatury pozwalającej zrzucić kołdrę i wskoczyć pod prysznic. Zjadliwszy śniadanie (w porze lunchu) złapałem aparat i po raz kolejny trochę improwizując ruszyłem w teren.
Na początek szybka podróż do Paryża...
(zwróćcie uwagę na francuskie auto...mamy tu do czynienia z jakimś wyjątkowym frankofilem, hehe)
...a następnie do Nowego Jorku...
...by poprzez świąteczną wizytę w (listopadowej...) tropikalnej dżungli...
...wycieczkę zakończyć z powrotem w Tokyo!
Na pierwszym zdjęciu powyżej sam nie wiem co jest. Na drugim - to co zawsze mnie urzekało w Tokyo - kontrasty. Dookoła wielkie nowoczesne wieżowce a po środku wciśnięta mała, rozwalająca się chałupka z poprzedniej epoki. Nic lepiej nie oddaje Japońskiego klimatu niż to zdjęcie. Tego typu kontrasty znajdziecie wszędzie - w budownictwie, wystroju wnętrz, jedzeniu, kulturze, zachowaniu, itd...Nowoczesność nieustannie przeplata się z przeszłością. Trzecie i ostatnie zdjęcie to moja droga do/z pracy - w końcu szedłem tamtędy z aparatem :)
Tropikalna dżungla na zdjęciach powyżej to park w
Meguro będący czymś w rodzaju ogrodu botanicznego. Ciekawe miejsce w środku miasta. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Za wejście do parku trzeba płacić ale to nic nowego. Kupuje się w automacie bilet i...wymienia go na różową wstążeczkę (sic!). Przez moment zastanawiałem się o co chodzi ale w końcu się poddałem i tak jak inni przypiąłem ją sobie do kurtki. Wszyscy chodzący po parku mają przypiętą wspomnianą różową wstążkę gdzieś do ubrania i stawiam flaszkę
sake temu kto mi wyjaśni o co w tym wszystkim chodzi?
Dzień można zaliczyć do udanych. W dwie godziny zwiedziłem 3 kontynenty a kosztowało mnie to jedynie 300 jenów za wstęp do
tropikalnej dżungli. Nieźle, nie? ;)
...acha...w drodze powrotnej całkowicie przypadkowo natknąłem się na ulicy na trochę zagubionego
gaijina szukającego czegoś do jedzenia. Nic szczególnego, gdyby nie to, że
gaijin okazał się być Wojtkiem z naszego wrocławskiego biura :)