piątek, 30 grudnia 2011

kyoto

Kyoto...Co by to napisać o Kyoto? Może to, że Kyoto to taki japoński odpowiednik naszego Krakowa - była stolica Japonii oraz centrum kulturowe i naukowe. Podobnie jak Kraków, Kyoto to turystyczna mekka. W zasadzie każdy kto przybywa do Japonii, jedzie do Kyoto, bo to chyba najlepsze miejsce aby doświadczyć ducha dawnej Japonii. Tylu świątyń, muzeów i ciekawych zakątków nie ma chyba żadne Japońskie miasto.

Co jednak jak jedzie tam gaijin, który ma za sobą Tokyo, Kamakurę, Nikko i kilka innych podobnych miejsc? Z pewnością Kyoto nie robi na nim już takiego wrażenia jak na kimś kto jedzie tam zaraz po przylocie do Japonii. Kyoto jest ładne ale wybaczcie - mam już dosyć świątyń. Możecie zarzucić mi ignorancję (i będzie to prawda) ale dla mnie wszystkie one wyglądają identycznie. Różnią się zapewne detalami, których mój gaijiński wzrok nie dostrzega. To tak jak by zwiedzać kościoły w Polsce - no ileż można? Stąd relacja z Kyoto będzie inna niż wszystkie inne które znajdziecie w sieci. Nie będzie "ochów" i "achów", tryliona zdjęć świątyń (wszystkie takie same - w internecie znajdziecie ich pierdyliard) i polowania na gejsze (bo turyści polują na te biedne dziewczyny niczym najbardziej bezwzględni paparazzi). O nie! Po raz pierwszy w Japonii nie chciało mi się robić zdjęć (trochę dlatego, że było zimno i wolałem trzymać ręce w kieszeni ;). Zdecydowanie bardziej wolałem przejść się pustymi uliczkami Gionu i Higashiyamy. W ciszy i spokoju (bo było późno wieczorem/wcześnie rano) chłonąć klimat dawnej Japonii, nie goniąc za kolejnymi cudownymi ujęciami.

Gion i Higashiyama to dwa cudowne zakamarki (miało nie być "ochów" i "achów", ehh...), w których można poczuć się jak byśmy cofnęli się w czasie o jakieś 100 lat. Zdecydowanie polecam się tam wybrać gdy wszyscy już albo jeszcze śpią. Puste uliczki, stare domy, lampiony i dachy świątyń tworzą niesamowity klimat. Bez turystów, fleszy, sklepów sprzedających turystyczną tandetę, deptania sobie po piętach i wchodzenia w kadr.

W związku z powyższym zdjęć z Kyoto za wiele nie będzie. Wszystkie (również z kilku świątyń - bleee) znajdziecie na moim skrawku Picassy. Po więcej zerknijcie do tunviela, która ma do Kyoto anielską cierpliwość i zrobiła prawdziwą relację. Tutaj wrzucę trochę inne, nietypowe...

Na początek - Gion z wieczora...



...następnie Higashiyama z rana...



...niezła chata, nieprawdaż? Udało mi się zrobić to zdjęcie zanim usłyszałem "panie gaijin, tutaj nie robimy zdjęć" ;)


...spacerek w bambusowym lesie...


...i resztki momiji...


Tym, którzy chcą poczuć klimat starego Kyoto polecam film "Wyznania Gejszy". Film co prawda hollywoodzki więc trochę łzawy i podpicowany ale wciąż można liznąć odrobinę klimatu tamtych czasów.





Chyba jestem lekko zmęczony i przesycony tymi wszystkim atrakcjami turystycznymi. Kyoto jest pod tym względem straszne. Zamieniło się w jedną wielką atrakcję turystyczną. Znalezienie normalnego baru na Pontocho jest chyba niemożliwe. Szczytem wszystkiego była ręcznie przyklejona naklejka "not a bar" gdzieś na menu zapraszającym do lokalnej izakaya. Nie po to jechałem taki szmat drogi. Uciekłem stamtąd czym prędzej i zacząłem błądzić gdzieś w ciemnych zakamarkach Kyoto, z dala od opanowanych świątecznym szałem tłumów. Opłaciło się - znalazłem bar którego właściciel dosłownie przeżegnał się nogą gdy tylko zobaczył mnie wchodzącego do środka. To był dobry znak - trafiłem we właściwe miejsce. Żarcie było takie sobie ale miejsce prawdziwie japońskie, autentyczne - nawet potraktowano mnie z lekkim dystansem - jak to się gaijinowi należy. Tak jak lubię. To się chyba fachowo nazywa syndrom sztokholmski ;)

To jednak nie koniec świątynno-turystycznego koszmaru. Z Kyoto wyskoczyłem na wycieczkę do....Nary. Mało mi świątyń, nie? Chyba oszalałem! Więcej jutro... ;)

4 komentarze:

  1. Bo ja lubię Kioto. I świątynie, ale masz rację, czasami co za dużo, to nie zdrowo. :) a Memories of a Geisha nie polecam. Bubel. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie każdy musi być ekspertem w dziedzinie japońskiej historii ;) Dla większości Europejczyków Japonia kojarzy się z sushi a gejsza to synonim prostytutki. Film może jest i bublem ale w sposób przystępny dla każdego tłumaczy zawiłości tamtych czasów. Na pewno są lepsze filmy tyle, że ktoś kto nie jest w temacie nie ma szans ich zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem takim kompletnym laikiem, totalnym ignorantem, jeśli chodzi o Japonię [przyznaję się bez bicia]. Mimo tego bardzo podoba mi się takie lekko odmienne przedstawienie Kioto [kiedy wszędzie opisywane jest to samo, nawet ciekawie - znudzony czytelnik szuka takich smaczków poza tym wszystkim - no i cieszę się, że je tu znalazłam].

    :)

    OdpowiedzUsuń