~~~
Miyajima to mała wyspa na Wewnętrznym Morzu Japońskim (ależ głupie tłumaczenie ale prawdę mówiąc nie znam lepszego - po angielsku to po prostu Inland Sea) położona jakieś 30 minut pociągiem od Hiroshimy. Znana przede wszystkim z założonej tu w roku 593 świątyni Itsukushima. Poza świątynią wyspa oferuje wspaniałe widoki (trzeba się tylko trochę wspiąć w górę) oraz (ponoć) niezłe plaże. Tego ostatniego nie sprawdzałem - temperatura powietrza oscylowała wokół zera więc na kąpiel było troszkę za zimno.
Wyspa jest celem podróży większości gaijińskich turystów przybywających do Hiroshimy więc wszystko jest pięknie oznaczone, wytłumaczone i przetłumaczone. Sama wyspa to ciąg niekończących się sklepów z (w większości) tandetnymi pamiątkami, przekąskami, słodyczami i innymi duperelami. Wszędzie wiszą kartki "mamy menu po angielsku" oraz "akceptujemy karty kredytowe", co dla kogoś kto przybył tu ze stolicy Japonii może być szokujące, bo nawet w Tokyo karty płatnicze nie są tak powszechnie akceptowane. No ale skoro jest okazja złupić turystę to się raczej w środkach nie przebiera. Trzeba schować japońską dumę - żaden pieniądz nie śmierdzi. Większość odwiedzających wyspę turystów ogranicza się do zwiedzenia samej świątyni. Ja jednak nie jestem przeciętnym turystą. Mierżą mnie tego typu miejsca. Wszystko tutaj robione jest "pod turystę" i ze świecą szukać tu japońskiej autentyczności. Zdecydowanie bardziej lubię miejsca z dala od utartych szlaków, gdzie gaijin jak ja wzbudza jednocześnie popłoch i zaciekawienie. Tak czy siak sama świątynia jest ciekawa a najciekawszą częścią jest stojąca w morzu (a podczas odpływu - w błocie) torii - chyba najsłynniejsza w całej Japonii a może nawet i na świecie.
Nie wiem czemu ale powyższe zdjęcia kojarzą mi się z baaaaardzo starą grą, w którą młóciłem jakieś 20 lat temu na moim poczciwym Commodore 64. No powiedzcie sami - podobne, nie? ;)
Szukając informacji n/t samej świątyni doczytałem się, że można stamtąd wdrapać się na najwyższy szczyt na wyspie. Mimo, że krucho było u mnie z czasem to w zasadzie nie mogłem sobie odmówić przyjemności wejścia na górę. Można tam co prawda wjechać wyciągiem za jedyne...1800 jenów ale to wersja dla gaijińskich frajerów. Na szczyt prowadzi całkiem przyjemny szlak (choć można się trochę zgrzać) i jeśli ma się choć odrobinę sprawności fizycznej to da się tam bez problemu wejść. Z góry roztacza się niezła panorama na Hiroshimę i wspomniane już Wewnętrzne Morze Japońskie. Zdecydowanie warto się poświęcić.
Na górze (poza widokami) czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka. O ile na dole siąpił deszcz to na górze prószył sobie w najlepsze śnieg. Trochę mi tego brakowało :)
Po powrocie na dół zawinąłem się na prom, wróciłem na stację i w przeciwieństwie to wszystkich turystów nie kupiłem powrotnego biletu do Hiroshimy. Zamierzałem jechać w przeciwną stronę - jeszcze dalej od cywilizacji, gdzieś gdzie typowy, napalony na Hiroshimę, turysta raczej nie zagląda, a szkoda, bo Iwakuni do którego zmierzałem jest rzut beretem od Miyajimy (może z 20 minut pociągiem plus drugie tyle autobusem). Ale o tym dopiero jutro... :)
Swiatynie (temples) sa buddyjskie, chramy (shrines) sa szintoistyczne. Jak mi jeden pan kaplan raz powiedzial, to tak jakby synagoge nazwac meczetem, lub meczet kosciolem.
OdpowiedzUsuńWedług Słownika Języka Polskiego świątynia to "budowla o charakterze sakralnym" i tego znaczenia się trzymam od zawsze. Świątynią jest zatem i kościół i synagoga i meczet i każde inne tego typu miejsce. Jest to najbezpieczniejsza i najwygodniejsza definicja ;)
OdpowiedzUsuńJa chcę na Miyajimę!!! Nie mogę nic na to poradzić - jestem gadzinowym frajerem, ale kocham to miejsce. :D
OdpowiedzUsuńp.s. Zgadzam się z Kubalą w kwestii terminu "świątynia". Siedzę teraz trochę w tym temacie i mimo że osobiście rozróżniam i używam słów świątynia (buddyjska) i chram (shinto), to uważam, że można spokojnie określać świątynią wszystkie "budowle o charakterze sakralnym" bez rozróżniania na kościół, meczet, cerkiew czy chram. :)
Byłem tam wcześnie rano - gdzieś po 9 więc nie było źle. Sklepy dopiero się otwierały, turystów mało - nawet na jakieś modły się załapałem. Jak wracałem przed wejściem do świątyni stały ze trzy ogromne zorganizowane wycieczki a dalsze tłumy nadciągały od strony miasta. Czar takich miejsc pryska gdy trzeba się do wszystkiego przepychać, deptać po sobie, itd... To nie dla mnie, szlag mnie zaraz trafia i mam ochotę z takiego miejsca jak najszybciej uciec ;)
OdpowiedzUsuń