sobota, 5 listopada 2011

onsen

Długi weekend sprzyja podróżom. Jak większość naszego biura, wziąłem w piątek urlop i wybyłem "w teren". Początkowo plan był wybrać się gdzieś do Onsen, wygrzać i zrelaksować. W międzyczasie (ze względu na pogodę) plany troszkę się zmieniły ale do tego jeszcze pewnie kiedyś (może nawet jutro) dojdziemy...

Onsen to w dość wolnym tłumaczeniu nasze Spa. Japonia poza trzęsieniami ziemi i wulkanami ma również ogromne bogactwo gorących wód geotermalnych. Tam gdzie znajdują się w/w złoża tam też powstały onsen - tradycyjne japońskie łaźnie serwujące gorącą kąpiel. Niestety, z powodu tradycyjności owych łaźni nie mogę pokazać wam żadnych zdjęć. To powyższe jest wzięte gdzieś z internetu ale miejsce w którym byłem było podobne urządzone.

Ja wybrałem się do Yomoto Onsen. Yumoto Onsen położone są prawdziwym zadupiu, jakieś 90 minut jazdy autobusem od Nikko (swoją drogą dojazd autobusem z Nikko kosztuje fortunę - więcej niż zwykły pociąg z Nikko do Tokyo - warto zainwestować w Tobu Pass). Jak tam dojechałem (a robiło się powoli ciemno) to myślałem, że znalazłem się pośrodku jakiegoś horroru. Dookoła nic tylko bagna (z przedziwnym - wyglądającym na martwy - lasem), wszędzie zapach siarki i do tego okolica jakaś taka dziwnie opuszczona. W ciągu minuty ludzie rozpierzchli się na wszystkie strony i dosłownie zniknęli a ja zostałem na przystanku sam - nie do końca wiedząc gdzie iść. Na szczęście przy przystanku jest "informacja onsenowa" udostępniająca mapy wszystkich publicznie otwartych łaźni (łącznie z godzinami otwarcia i cenami). Szybko znalazłem, co chciałem i wskoczyłem do gorącej wody...

No może nie do końca tak szybko - po pierwsze wejście do wody wiąże się z całym rytuałem (najpierw dokładne mycie, itd...) a po drugie woda jest gorąca (naprawdę naprawdę gorąca) więc nie da się tak szybko do niej wejść. Tam gdzie byłem temperatura wody wynosiła pomiędzy...


...tak dobrze widzicie - pomiędzy 62 a 74 stopniami C. To konkretne Onsen miało dwie niecki - w pierwszej woda była bardzo gorąca a drugiej była, dla odmiany, piekielnie gorąca. Druga niecka znajdowała się na zewnątrz budynku więc można było siedzieć sobie we wrzątku oddychając jednocześnie ostrym górskim powietrzem. Te konkretne źródła serwują wodę bogatą w siarkę więc dodatkowo wszędzie unosi się ostry zapach siarki. Ja jeszcze dziś (a byłem tam wczoraj i kilkukrotnie brałem prysznic od tego czasu) cuchnę niczym Diabeł Boruta, hehe. Z drugiej strony nic nie relaksuje tak jak wizyta w onsen. Zwłaszcza po dużym wysiłku fizycznym (wspominałem już, że onsen nie były moim głównym celem w tej okolicy? Nie? To może coś wspomnę w jutrzejszym wpisie ;) ). Stąd onsen bardzo często są naturalnym sposobem na zakończenie aktywnego dnia. Nic nie rozluźnia zmęczonych mięśni tak jak cuchnący siarką wrzątek, hehe.

~~~

Miał być oddzielny post ale nie będzie bo za bardzo nie ma się o czym rozpisywać...

Po powrocie z onsen do hostelu w którym nocowałem, pożarłem ogromną kolację i ruszyłem zobaczyć rozświetlone świątynie w Nikko. Tak się dziwnie złożyło (a dowiedziałem się o tym dopiero w hostelu), że do soboty można było zobaczyć nocną iluminację kilku świątyń. W zasadzie w ostatniej chwili (pokaz trwał do 21) poleciałem do świątyń (w deszczu...) żeby coś tam jeszcze zobaczyć. Nie byłem na to przygotowany i nie miałem statywu więc zdjęcia z ręki wyszły takie sobie. Trudno.








Ciąg dalszy nastąpi...

3 komentarze:

  1. Uhu, mialam ci powiedziec o tej iluminacji, ale zupelnie zapomnialam. Ale chyba juz wczesniej tu gdzies w komentach wspominalam, ze zaczyna sie od 3 listopada.
    Szkoda tylko, ze pogoda byla taka do pupy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż dziw,że się gdzieś nie minęliśmy po drodze. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. @dwakoty: dzięki za podpowiedź z Yumoto Onsen. Daleko ale fajnie ;)

    @tunviel: Ja w Nikko byłem w piątek o 19 a wy o 19 wyjechaliście (przynajmniej tak przyszedł sms) więc pewnie niewiele brakło ;)

    OdpowiedzUsuń