środa, 23 listopada 2011

Kinrō Kansha no Hi

Kolejne święto państwowe...Miałem jechać w góry ale po pierwsze zaspałem a po drugie nie chciało mi się zwlec z wyra w to zimno i czekałem aż klima nagrzeje mi w chacie do temperatury pozwalającej zrzucić kołdrę i wskoczyć pod prysznic. Zjadliwszy śniadanie (w porze lunchu) złapałem aparat i po raz kolejny trochę improwizując ruszyłem w teren.

Na początek szybka podróż do Paryża...




(zwróćcie uwagę na francuskie auto...mamy tu do czynienia z jakimś wyjątkowym frankofilem, hehe)

...a następnie do Nowego Jorku...



...by poprzez świąteczną wizytę w (listopadowej...) tropikalnej dżungli...






...wycieczkę zakończyć z powrotem w Tokyo!



Na pierwszym zdjęciu powyżej sam nie wiem co jest. Na drugim - to co zawsze mnie urzekało w Tokyo - kontrasty. Dookoła wielkie nowoczesne wieżowce a po środku wciśnięta mała, rozwalająca się chałupka z poprzedniej epoki. Nic lepiej nie oddaje Japońskiego klimatu niż to zdjęcie. Tego typu kontrasty znajdziecie wszędzie - w budownictwie, wystroju wnętrz, jedzeniu, kulturze, zachowaniu, itd...Nowoczesność nieustannie przeplata się z przeszłością. Trzecie i ostatnie zdjęcie to moja droga do/z pracy - w końcu szedłem tamtędy z aparatem :)

Tropikalna dżungla na zdjęciach powyżej to park w Meguro będący czymś w rodzaju ogrodu botanicznego. Ciekawe miejsce w środku miasta. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Za wejście do parku trzeba płacić ale to nic nowego. Kupuje się w automacie bilet i...wymienia go na różową wstążeczkę (sic!). Przez moment zastanawiałem się o co chodzi ale w końcu się poddałem i tak jak inni przypiąłem ją sobie do kurtki. Wszyscy chodzący po parku mają przypiętą wspomnianą różową wstążkę gdzieś do ubrania i stawiam flaszkę sake temu kto mi wyjaśni o co w tym wszystkim chodzi?


Dzień można zaliczyć do udanych. W dwie godziny zwiedziłem 3 kontynenty a kosztowało mnie to jedynie 300 jenów za wstęp do tropikalnej dżungli. Nieźle, nie? ;)

...acha...w drodze powrotnej całkowicie przypadkowo natknąłem się na ulicy na trochę zagubionego gaijina szukającego czegoś do jedzenia. Nic szczególnego, gdyby nie to, że gaijin okazał się być Wojtkiem z naszego wrocławskiego biura :)

2 komentarze:

  1. W naszej okolicy z kolei najczęściej wypatrzyć można styl na Skandynawię. Za to odgłosy ptaków - jak na Twoim filmie.

    Pytanie takie: nikt Cię nigdy nie pogonił, gdy tak centralnie strzelasz zdjęcia Japończykom?... Bo ci tutaj wyglądają na średnio zadowolonych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam pewne opory przed robieniem takich zdjęć. Zazwyczaj robię je z daleka z duuuużym zoomem - że niby coś innego pstrykam i nagle - bach! Japończyk ustrzelony.

    Generalnie się hamuję ale jak już nie mogę wytrzymać to po prostu korzystam ze swoich gaijińskich przywilejów i robię to na bezczela. Niech sobie myślą o mnie co chcą - i tak więcej ich nie spotkam więc mam to w nosie :P

    OdpowiedzUsuń