
W sklepie, w którym się zaopatruję w kosmetyki jest specjalny regał dla panów (chyba po to by się nie szwędali po sklepie) więc z kosmetykami nie ma problemu. Poziom trudności niewielki bo i wybór kosmetyków w miarę ubogi (damskich jest cały sklep więc panie mają gorzej :P ). Poziom trudności jednak rośnie dramatycznie wraz z przesuwaniem się w kierunku bardziej niemęskich rejonów sklepu. Proszki do prania - dramat. Szczęśliwie udało mi się trafić i kupiłem coś co pierze i nie niszczy ubrań (i to wcale nie jest śmieszne). Reszta środków czyszczących - makabra. Japońskie gospodynie domowe zwinnie przewijają się między półkami i tylko z politowaniem patrzą na zdesperowanego gaijina gapiącego się w półki jak wół w malowane wrota. Na koniec idzie się do kasy nie do końca będąc pewnym, co tak na prawdę ma się w koszyku. Czujna obserwacja kasjerki pozwala ocenić czy kupiliśmy coś głupiego i zrobiliśmy z siebie kompletnego idiotę czy może tym razem uszło nam na sucho. Jeśli istnieje piekło to urządzone jest na wzór japońskiego sklepu z chemią...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz