poniedziałek, 30 stycznia 2012

owari

To już jest koniec. Koniec mojej przygody z Japonią i koniec tego bloga. Czas się spakować i jutro z samego rana wyruszyć do (jak na złość) wyjątkowo mroźnej Polski. Czy mam dość Japonii ? I tak i nie.

Japonia bywa męcząca - dopóki nie opanuje się języka na tyle dobrze by móc swobodnie rozmawiać Japonia będzie katorgą. Co gorsza - o wiele łatwiej jest tutaj przetrwać gdy nie zna się języka w ogóle. Mamy po prostu wszystko gdzieś. Problemy zaczynają się gdy język i wszelakie pokręcone normy kulturowe się choć odrobinę pozna. Dopiero wtedy widać jak bardzo się od siebie różnimy i jak ciężko jest przestawić się na japoński sposób myślenia. Bywało zabawnie ale w większości przypadków moje zmagania z tutejszą rzeczywistością bardziej przypominały tragikomedię. Z drugiej strony - jeśli przymknąć oko na pewne niedogodności Japonia okaże się fantastycznym miejscem. Podróż tutaj to jak podróż na inną planetę. Gdy już wydaje nam się, że znamy wszystko, Japonia wyciąga "z kapelusza" coś o czym nam się nawet nie śniło. Gdybym miał wybrać uczucie, które najczęściej towarzyszyło mi przez te pół roku (i kilka poprzednich wizyt) byłoby to zdecydowanie coś w rodzaju "ożesz k...a - niemożliwe!" :-)

No i te góry. Gór będzie mi brakowało najbardziej. Jest jeszcze tyle miejsc, w których nie byłem. Tyle szlaków  i tyle onsen do odwiedzenia na zakończenie wędrówki. Do tego Fuji. Można powiedzieć, że tutaj stałem w drobnym ułamku prawdziwym Japończykiem - zapałałem prawdziwą obsesją do Fuji :-)

Czego mi jeszcze będzie brakować? Poza promieniowaniem radioaktywnym (bardzo ładną opaleniznę od niego złapałem, hehe) to na pewno niesamowitego transportu publicznego - mimo drobnych niedogodności jest to chyba najlepiej zorganizowany transport publiczny na świecie. Punktualny, czysty, czasem lekko zwariowany ale zdecydowanie taki na którym można polegać. Będzie mi też brakować jedzenia. Nie sushi ale chizu tonkatsu, gyoza, ramen, soba i udon, unagi, sprzedawanego wprost na ulicy bento, onigiri i przede wszystkim ryżu. Ryżu, którego nie idzie dostać w Polsce a który smakuje zupełnie inaczej niż ryżowe odpadki, które znamy z Europy. Umeshu nie będzie mi brakować, bo zabieram ze sobą kilka butelek do Polski, hehe :-)

Będzie mi również brakować  "japońskiej ruletki". "Japońska ruletka" to wykute przeze mnie określenie na to, co bardzo często robiłem przy okazji robienia zakupów albo zamawiania jedzenia. Dość często zdarza się (zwłaszcza jak pierwsi odezwiemy się po japońsku), że kelner lub sprzedawca zadaje nam jakieś pytanie. Gdy nie rozumiemy o co pyta mamy dwie możliwości. Zrobić gaijińską minę nr 4 pt. "jestem głupi i nie wiem co do mnie mówisz" albo zaryzykować i zagrać w "japońską ruletkę". To drugie oznacza wybranie losowo odpowiedzi "hai" (tak) lub "iie" (nie). Najfajniejszy moment to oczekiwanie na to co trafiliśmy (i obserwowanie zdegustowanej miny obsługującej nas osoby). Bywa różnie ale zawsze jest zabawnie. Raz wprawiłem kelnera w niezłe zakłopotanie, bo na pytanie czy do herbaty życzę sobie cytrynę czy mleko, odpowiedziałem całkiem bezsensownym "hai". Jego mina - bezcenna - niestety wrodzona japońska grzeczność nie pozwoliła mu wyzwać mnie od kretynów :-)

Czego nie będzie mi brakować? Japońskiego szowinizmu. Tutaj nie zmieniło się nic. Niestety jest to część japońskiej rzeczywistości i czy się to nam podoba czy nie trzeba się do tego przyzwyczaić. No bo co zrobić gdy w urzędzie imigracyjnym obsługującym wyłącznie cudzoziemców i wydającym zezwolenia na ponowny wjazd do Japonii, nikt nie raczy odezwać się po angielsku albo gdy wchodzicie do onsen na jakimś zadupiu i momentalnie milkną wszystkie rozmowy. Panuje kompletna cisza i wszystkie oczy wlepione są właśnie w was? Albo wszyscy nagle uciekają? To nie opowieści z przeszłości - to teraźniejszość, której dane mi było być świadkiem. Z drugiej strony jest to coś czego trudno doświadczyć gdzie indziej i mimo, że zabrzmi to dziwnie, cieszę się, że udało mi się poznać Japonię z tej drugiej strony - często niedostępnej dla zwykłego turysty.

Można powiedzieć, że w zasadzie od czasu jak tu przyleciałem nie zmieniło się nic. Od kiedy tylko trochę lepiej poznałem Japonię, zawsze towarzyszyła mi mieszanka zachwytu i nienawiści. Japonia z jednej strony urzeka a z drugiej strony wymierza dotkliwego kopniaka w dupę. Żadne inne miejsce nie wywołuje u mnie dwóch tak skrajnych i przeciwstawnych emocji. I za to uwielbiam to miejsce. Jest niepowtarzalne.

~~~

To już koniec tego bloga. Więcej nie będzie. Wszystkie zdjęcia z Japonii, zarówno z tego roku jak i poprzednich lat znajdziecie na moim skrawku picassy. Dziękuję wszystkim czytającym a zwłaszcza komentującym. Czas wrócić do polskiej rzeczywistości. W porównaniu do tej japońskiej wcale takiej nie najgorszej (może poza trzaskającym mrozem) ;)


Sayonara!


~~~


Na deser - ostatnie już gaijińskie "ożesz k...a - niemożliwe!" - jodłujący Japończycy - w piątek widziałem jednego "na żywo" :-)

7 komentarzy:

  1. :|

    Nie wszystko, czym decydowałeś się dzielić tu z nami, zainteresowało mnie na tyle, aby podejmować temat. Czasem mnie wkurzałeś sposobem komentowania japońskiej rzeczywistości (sorry ;). Albo wręcz odpychały mnie treści, jakie tu zapodawałeś. Od początku jednak bardzo ujmowało mnie to, że nie sprawiałeś wrażenia osoby nieszczerze kreującej się na kogokolwiek. No i cóż, moje zdanie w związku z zamknięciem bloga znasz już od pewnego czasu...

    Fajnie, że ten ostatni post szczególnie przypadł mi do serca, gdyż jak w lustrze odbijają się w nim także moje doświadczenia i przemyślenia: plusy nieznajomości języka, zawodząca uniwersalność słowa "hai", ratujący mnie od śmierci głodowej ;) ryż, kwestia niechcianego promieniowania oraz silne emocje związane z tym, co dla większości Japończyków jest normalne, a dla mnie wręcz przeciwnie, i za co to ja sama dałabym Japonii kopniaka na wieki wieków, gdyby nie ludzie, dla których zdecydowałam się tu żyć. Tak, zdecydowanie ten pożegnalny post będzie moim ulubionym.

    Trzymaj się, Kuba. Niech to, co wydarzy się w Twoim "życiu po Japonii", będzie warte każdego spędzonego tu dnia - wszystkiego pomyślnego i najlepszego! Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mysle, ze jeszcze tu wrocisz, i to nie raz :-)
    Wiec nie sayonara, a mata ne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Było miło towarzyszyć Ci w tej japońskiej przygodzie. Ubierz się ciepło, bo u nas ogromne mrozy! *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ledwo zaczęłam czytać, a tu już koniec ;(too bad ;(
    Chociaż i tak będę zaglądać z nadzieją na nowy wpis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, japoński Tyrolczyk to jak czarny żyd :D
    __________________________________

    Wiesz co?! :<

    Jesteś... jesteś... okropien jesteś.
    Nie ukrywam, że zasmuciłeś mnie tą informacją. To jest jeden z trzech moich ulubionych blogów związanych z Japonią. Czytało się czytało, i to fajnie się czytało, a teraz pupsko :(

    PS. Pisz teraz z nowego mieszkania ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. @N: Cieszę się, że cię wkurzałem. To wychodzi mi najlepiej :)

    @dwakoty: Nie prowokuj. Nie wykluczam, nie wykluczam ale jeżeli już to na wakacje - do pracy raczej nie ;)

    O mrozach mi nie wspominajcie bo już robi mi się zimno na samą myśl o tym co mnie czeka. Rozpuściłem się tutaj strasznie. Jeśli japońska zima jest dla mnie zimna to o polskiej nawet wolę nie myśleć.

    Ten blog zostaje definitywnie zamknięty. Koniec i kropka. Mam kilka nowych pomysłów ale co z tego wyjdzie - czas pokaże. Na pewno nie będzie to żaden osobisty blog bo moim prywatnym zyciem nie dzielę się absolutnie z nikim. Jest moje i tylko moje :)

    Jeśli coś utworzę to pochwalę się tym właśnie tutaj. Kiedy - nie wiem.

    ...a teraz do wyra bo samolot wcześnie rano...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze się bawiłam czytając bloga od samego początku tej wyprawy. Dzięki za pokazanie kawałka innej rzeczywistości. Też uważam, że prędzej, czy później wrócisz do Nipponu. Ja... ki wo tsukete ne (^^).

      Usuń