sobota, 21 stycznia 2012

Fiji #1

W sumie będą z wyprawy na Fidżi ze dwa, trzy wpisy. Dzisiaj, na początek, trochę szczegółów technicznych (gdyby ktoś chciał się tam wybrać). Później już tylko relaks ;)

~~~

Dlaczego akurat Fidżi? A dlaczego nie? W pobliżu Japonii znajduje się mnóstwo turystycznych kurortów. Tajlandia, Indonezja, Guam, itd... Jednym słowem turystyczna mekka. Czemu więc wywiało mnie aż na Fidżi. Może dlatego, że nie przepadam za typowo turystycznymi miejscami i szukam czegoś bardziej autentycznego? Fidżi było trochę strzałem w ciemno no i udało się.

Już w samolocie odniosłem wrażenie że lecę w wyjątkowe miejsce. Na formularzu celnym trzeba zgłosić, że w wwozi się do Fidżi....święconą wodę. Tak, tak - święconą wodę. Konia z rzędem temu, kto odróżni zwykłą wodę od wody święconej no ale nie wolno jej wwozić i już :)


Fidżi jest biedne i niestabilne politycznie (zamachy stanu, przewroty, demonstracje, itd...). Po przygodach w Nepalu i Indiach leciałem tam przygotowany na najgorsze. Fidżi jednak zaskoczyło mnie "na plus". Mimo biedy i typowo kolonialnego uroku, Fidżi jest całkiem znośnie. Nadi - miasto w którym wylądowałem - to trochę większa wioska. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców a wygląda jak duża wieś. Wbrew temu co oczekiwałem jest w miarę czysto, całkiem bezpiecznie (jak na kraj trzeciego świata o postkolonialnej historii ;) ) i przyjemnie. Pierwsze wrażenie zdecydowanie pozytywne. Nie ma znanej mi z Indii i Nepalu absurdalnej wręcz biurokracji oraz wszyscy mówią po angielsku (angielski jest jednym z języków urzędowych - obok fidżyjskiego). Jest egzotycznie ale nie strasznie.

Fidżi ma również swój własny czas. Czas Fidżi to nie tylko inna strefa czasowa (+12h do Polski) ale również specyficzne pojęcie upływającego czasu. Nikt się tam nie śpieszy. Wszystko odbywa się w ślimaczym tempie. Jeśli ktoś mówi że zrobi coś w 5 minut to może zrobi to w godzinę. Jeśli ktoś obieca, że zrobi coś dzisiaj to jest szansa, że nie zrobi tego nigdy ;) Z czasem Fidżi spotkałem się już na etapie bookowania noclegów i transportu. O ile zarezerwowanie noclegu poszło gładko o tyle zarezerwowanie transportu z Nadi na wyspy (gdzie miałem zarezerwowany nocleg) trwało miesiąc. Ze trzy razy ich ponaglałem i zawsze dostawałem tę samą odpowiedź. Że już za chwilę, za momencik...Potwierdzenie transportu i rezerwację miejsca na łodzi dostałem kilka dni przed wylotem. Do ostatniej chwili nie wiedziałem czy nie będę musiał organizować sobie tam czegoś samemu. Szczera rada - zaraz po przylocie przestawcie się na czas Fidżi - znaczy to mniej więcej tyle, że musicie mieć wszystko głęboko w...nosie. Inaczej zwariujecie. Sporo osób, które spotkałem na Fidżi miało zaplanowaną podróż na styk (z samolotu prosto na łódkę i w drodze powrotnej podobnie - z łódki prosto na samolot). To poważny błąd i prosta droga by przegapić albo łódkę albo samolot oraz popsuć sobie wakacje. Ja zrobiłem sobie dzień wolny (a raczej rezerwowy) w Nadi (zarówno po przylocie jak i przed odlotem). Zdecydowanie polecam zaplanować podróż w ten sposób.

Nadi, mimo że wygląda na wioskę pośrodku niczego może pochwalić się kilkoma hotelami znanych światowych sieci a nawet McDonaldem :) Ja znalazłem sobie tani nocleg (na noc po przylocie i noc przed wylotem) w hostelu tuż przy plaży. Nie czarujmy się - za 15 USD za noc (ze śniadaniem!) nie można oczekiwać w tropikalnym raju luksusów ale mimo wszystko nie było tragicznie. Hostel był w miarę czysty, jedzenie znośne a do tego dostałem w gratisie ładny zachód słońca :)


Z tego co zaobserwowałem to część osób się tam zatrzymuje na dłużej ale ja osobiście nie tego polecam. Główna wyspa Fidżi jest dobrym miejscem jeśli chcecie wypożyczyć samochód i trochę pozwiedzać okolicę. Wtedy tego typu hostel może i ma sens. Prawdziwy tropikalny raj kryje się jednak gdzie indziej - na dziesiątkach (a może i setkach?) wysp i wysepek położonych w pobliżu głównej wyspy. To tam znajduje się większość ośrodków turystycznych. Żeby się do nich dostać trzeba albo wynająć mały hydroplan (ok 170 USD od osoby) albo wbić się na kursujący raz dziennie między, położonym na głównej wyspie, portem Denarau i różnymi wysepkami katamaranem (ok. 80 USD od osoby). Zamiast jednorazowego biletu można kupić dwutygodniową przepustkę na katamaran i podróżować między różnymi wysepkami ile tylko chcemy. W moim przypadku podróż trwała ok 6 godzin. Trochę długo ale i było na co popatrzeć ;)










Pomysłów na Fidżi miałem kilka ale ostatecznie postanowiłem całe 7 dni spędzić w jednym miejscu. Dość długo szukałem aż w końcu znalazłem - Blue Lagoon Beach Resort. Położony na wyspie Nacula - wyspie na której nie ma absolutnie nic. Są tylko góry, tropikalny las oraz rozsiane po całej wyspie "aż" trzy maleńkie wioski. Nie ma ani prądu, ani telefonu. Kompletna pustka. Ośrodek jest ostoją cywilizacji pośród kompletnej dziczy. Świetnie zlokalizowany tuż przy plaży, w miarę tani i z rewelacyjnym jedzeniem (tak rewelacyjnym, ze nawet w Tokyo tak dobrze nie jadłem - dzienne wyżywienie to ok 40 USD - sporo, ale na talerzu lądują prawdziwe kulinarne dzieła i nikt głodny raczej nie chodził). Ośrodek składa się z wypasionych domków tuż przy plaży (o równie wypasionej i niedostępnej cenie) ale ma również dwa wieloosobowe pokoje za jedyne 25 USD za noc (jak na tropikalny raj to całkiem tanio - widziałem noclegi za 2000 USD za noc więc mogło być zdecydowanie drożej ;) ). Pokoje są czyste (codziennie sprzątane, codziennie świeże kwiaty), klimatyzowane. Jest prąd (z generatorów), jest internet (satelitarny, potwornie wolny - do tego jeden przechodni laptop na cały ośrodek - wiecznie zajęty ;) ). 99% ekipy pracującej w ośrodku stanowią mieszkańcy pobliskiej wioski (położonej jakieś 30 minut na bosaka od ośrodka ;) ). Poza gośćmi, komarami i dwoma psami nie ma tam nikogo. Jest przez to w miarę bezpiecznie - można spokojnie zostawić sprzęt na leżaku lub hamaku i nikt obcy się raczej o niego nie zatroszczy. Tuż przy plaży znajduje się wspaniała rafa koralowa - nie potrzeba specjalnego zachodu by się na nią wybrać - wstajemy z leżaka, łapiemy sprzęt do snorkelowania i już. Poza snorkelowaniem na rafie oraz wylegiwaniem się na hamaku do dyspozycji jest sporo wycieczek. Od nurkowania z rekinami, po wycieczkę w góry, pływanie w jaskiniach, łowienie ryb z mieszkańcami pobliskiej wioski na wizycie we wspomnianej wiosce kończąc.  Jak by tego było mało, co wieczór, po kolacji, zawsze coś się dzieje. Wrócę do tego w innym wpisie. Na nudę narzekać jednak nie można. 7 dni to wystarczająco długo by się trochę zrelaksować. Można obskoczyć większość wycieczek i mieć jeszcze sporo czasu na słodkie nicnierobienie.

Samo położenie czyni z tego miejsca raj na ziemi. Jest turkusowa woda, rafa dostępna prosto z plaży,  puste plaże oraz gorący piasek i dające odrobinę cienia (uwierzcie mi - chyba nikt nie wytrzyma tam w pełnym słońcu) palmy. Czego nie ma? Wielkich hoteli, tłumów, depczących po sobie nawzajem turystów, nachalnych sprzedawców (tych ostatnich generalnie nie ma na Fidżi) i turystycznej odpustowej tandety (jak by ktoś bardzo chciał to znajdzie ją na lotnisku - w strefie wolnocłowej). Jest za to mnóstwo ale to mnóstwo wolnego czasu oraz świetna pogoda - nawet teraz - w środku wilgotnego lata na całe 7 dni padało tylko raz - przez jakieś 30 minut.














Czas tutaj płynie zupełnie inaczej. Dużo wolniej. Nawet psy spędzają swój psi czas w wyjątkowy sposób.


Charle to pies snorkelujący. Całe dnie spędzał w wodzie podglądając ryby (a te podpływają pod sam brzeg). Drugi pies to po prostu The Dog (nikt go nie nazwał, więc jest po prostu psem ;) ). Ten z kolei uwielbia wylegiwać się na plaży i wycieczki w góry (w zasadzie nie był nam potrzebny przewodnik - The Dog znał drogę lepiej od niego).

Takich miejsc na Fidżi jest sporo (zwłaszcza na wyspach). Sporo osób kupuje dwutygodniową przepustkę na katamaran i spędza wakacje w różnych ośrodkach podróżując między nimi - spędzając zazwyczaj dzień lub dwa w każdym z nich. W miarę przystępne ceny (świetny stosunek ceny do oferowanej jakości) i łatwość podróżowania czyni z Fidżi niesamowite miejsce. Zdecydowanie polecam. Jeśli ktoś chce spędzić tam ok tydzień to polecam Fidżi jako przystanek w podróży powrotnej z Australii i Nowej Zelandii (na tydzień lecieć z Polski się tam nie opłaca). W dwa tygodnie można już trochę zaszaleć i podróż z Polski tylko na Fidżi może mieć sens. Podróż z Japonii to jakieś 11 godzin (2 godziny do Seulu + 9 godzin do Nadi). Z Tokyo na Fidżi nic nie lata ale już z Seulu lata do Nadi Korean Air (chyba najtańsza ze wszystkich linii latających na Fidżi z tej części świata). Lecąc z Japonii lecimy głownie na południe przez co nie ma problemów z jetlagiem (różnica czasu to tylko 4h).

Ceny na Fidżi zależą od miejsca, w którym się znajdujemy. Na głównej wyspie jest w miarę tanio. Cena obiadu/kolacji to jakieś 10 USD. Piwo w restauracji - 3 USD. Taksówka na lotnisko - 8 USD. W lokalnym sklepie nie byłem ale na pewno jest dużo taniej. Na wyspach jest drożej ale nie tragicznie drogo. Idzie wytrzymać. Piwo lub drink - 3 - 5 USD. Co do jedzenia to nie wiem - ja miałem wliczone trzy posiłki dziennie w cenę więc ciężko mi powiedzieć ile co kosztuje indywidualnie. Na pewno są tańsze opcje ale lecieć taki kawał po to by żywić się byle czym nie brzmi zachęcająco. Przed wybraniem ośrodka warto sprawdzić w internecie co o nim sądzą inni bo z jakością świadczonych usług, jak wszędzie, bywa różnie.

Walutą Fidżi jest Fidżyjski Dolar - wciąż z wizerunkiem Brytyjskiej Królowej (ot taka kolonialna pozostałość ;) ). Na lotnisku jest kantor oraz bankomaty. Nie miałem problemów z wybraniem pieniędzy w Nadi natomiast przed wycieczką na wyspy warto upewnić się, że mamy ze sobą wystarczającą ilość gotówki. Na wyspach generalnie nie ma nic więc siłą rzeczy nie ma tam bankomatów.

Na Fidżi działa sieć telefonii komórkowej 3G. Na pewno działa roaming w ramach Vodafone (więc teoretycznie polski Plus powinien tam działać - nie sprawdzałem) ale ceny roamingu są ponoć kosmiczne. Na lotnisku można kupić lokalnego pre-paida. Z Zasięgiem bywa różnie. Tam gdzie byłem akurat był ale to raczej wyjątek od reguły. Polski Orange nie łączy się z żadną siecią. I dobrze. Miałem 10 dni urlopu od telefonu :)

Pogoda na Fidżi jest prawie zawsze ;) Teraz jest tam środek lata. Jest gorąco i wilgotno. Bywa że pada ale zazwyczaj są to popołudniowe tropikalne ulewy (leje max. przez jakąś godzinę i momentalnie pojawia się słońce). Pogoda zależy też od miejsca, w którym się znajdujemy. Na głównej wyspie pada częściej. Na wyspach pada rzadziej. Przez całe 7 dni padało u nas raptem jeden raz choć kilka razy deszcz krążył gdzieś w okolicy. Woda w oceanie jest baaardzo ciepła choć o tej porze roku lekko mętna. Jest to również sezon na tropikalne cyklony więc może się trafić naprawdę brzydka pogoda. Generalnie lato jest bardziej ryzykowne jeśli chodzi o pogodę niż zima. Zimą (czerwiec - sierpień) jest sucho, woda troszkę chłodniejsza ale i krystalicznie czysta.

Przynajmniej dwa filmy zostały nakręcone na Fidżi - Blue Lagoon (Błękitna Laguna) oraz Cast Away (Cast Away: Poza Światem). Błękitna Laguna była kręcona niedaleko miejsca, w którym się zatrzymałem. Pływałem w jaskiniach pojawiających się w filmie ;)

Na zakończenie dzisiejszego posta - zachód słońca z Blue Lagoon ;)




~~~

To nie koniec. Ciąg dalszy nastąpi (może już jutro). Będziemy pić kavę, łazić po górach, podglądać życie na rafie i wiele wiele innych. CDN...

3 komentarze:

  1. Witaj z powrotem.

    Specyficzne podejście do kwestii czasu chyba musiało być dla Ciebie lekkim szokiem po japońskich doświadczeniach. Dobrze, że mamy weekend, może zdążysz ponownie się przestawić ;)

    Widoki piękne. Fajnie, że nie musiałeś uciekać się do sposobu "na Rosjanina" i Twoje zdjęcia są prawdziwe. Lecz z pustkowia wokół, jak opisujesz, to chyba tylko mężczyzna potrafi być aż tak zadowolonym - wprawdzie byłeś tam krócej niż Chuck Noland i mimo wszystko miałeś towarzystwo liczniejsze niż jego Wilson, ale jak dla mnie: trochę straszno tak z dala od świata i od ludzi...

    Spokojnego weekendu i łagodnego wejścia w nowy tydzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to znaczy "na Rosjanina" ?

      Z dala od ludzi nie jesteś. W samym ośrodku było tak z 30 - 50 osób w tym sporo backpackersów. Codziennie ktoś nowy z nową historią swojej podróży, itd... A że z dala od świata? Właśnie o to mi chodziło - nie ma to jak zerwać kontakt z rzeczywistością - choćby na kilka dni :)

      Cast Away zamierzam sobie przypomnieć w weekend :)

      Usuń
  2. Sposób "na Rosjanina" to szpanowanie odlotowymi zdjęciami z wakacji, wykonanymi w photoshopie. Określenie podobno wzięło się od nowobogackich z Moskwy chcących robić wrażenie wydających деньги bardziej lekką ręką niż faktycznie im na to pozwalają osiągnięte możliwości finanasowe ;)

    Wygooglowałam sobie, kim są backpackersi. Aha. Sielskie zdjęcia mylnie zasugerowały, że miałeś tam wokół siebie pustawo. Lecz interesujące towarzystwo podrasowuje nawet najbardziej rajskie obrazki, tak myślę.

    OdpowiedzUsuń