niedziela, 1 lutego 2009

rantouba

W końcu dziś zaświeciło wiosenne słońce. Na niebie ani jednej chmurki więc postanowiłem wybrać się na wycieczkę. I tu dylemat - gdzie? Rok temu zwiedziłem prawie wszystko, co było do zwiedzenia w Tokyo (z tych najbardziej znanych atrakcji turystycznych) a nawet wyjechałem poza miasto, zobaczyć klasztor na górze Mitake. W związku z tym teraz miałem niemały dylemat - co zobaczyć? Czego jeszcze nie widziałem? Przeglądałem przewodnik wzdłuż i wszerz i wpadłem na genialny pomysł - skoro chciałem zobaczyć prawdziwą Japonię - pojadę na jakiś...cmentarz ;)

Wybór padł na okolicę stacji JR Nippori. Okolica ta to prawdziwe zagłębie świątyń i cmentarzy. Bardzo starych cmentarzy. Okolica została oszczędzona podczas amerykańskich dywanowych bombardowań z czasów II wojny światowej. I to był strzał w dziesiątkę. Stare cmentarze i buddyjskie świątynie mają niesamowity urok. Urok Japonii nierzadko z przed kilkuset lat (najstarszy klasztor pochodzi chyba z XVIIw). 

W międzyczasie wstąpiłem do jakiegoś muzeum. W przewodniku było napisane, że na jego tyłach znajduje się wspaniały ogród japoński. Skuszony fotami jakie tam natrzaskam, poświęciłem 400 jenów, założyłem pantofle (tak - musiałem oddać buty i założyć najzwyklejsze w świecie pantofle!) i popędziłem co tchu do ogrodu. Ogród owszem był piękny, tyle że za brudną szybą a o wyjściu na zewnątrz nie było mowy. Tak oto 400 jenów poszło się paść. Jedyne, co warte było zobaczenia w tym muzeum to muzeum samo w sobie - był to stary japoński dom, z przed II wojny światowej. Bez wątpienia wart zobaczenia (ale nie za 400 jenów).








1 komentarz:

  1. no akurat ściąganie butów w Japonii już po kilku dniach pobytu nie powinno nikogo dziwić :)

    g borewicz

    OdpowiedzUsuń