sobota, 30 lipca 2011

hokkaido ni ikimasu

W ramach przygotowań - tak abym nie zapomniał gdzie jadę - przerobiłem "W Drodze na Hokkaido". Will Ferguson lekkim, delikatnie okraszonym wulgaryzmami językiem opisuje swoją podróż autostopem przez całą Japonię - z południa na północ - wraz z frontem kwitnienia wiśni. Czyta się to łatwo i przyjemnie (mimo drobnych błędów - popełnionych prawdopodobnie przez tłumacza) i jest się z czego pośmiać.

Mi szczerze mówiąc do śmiechu jednak nie było. Owszem - jest zabawnie gdy o wszystkich perypetiach dzielnego autostopowicza czyta się tutaj w Polsce. Gdy jest się tam na miejscu nie wszystko wydaje się już takie zabawne. Autor dzieli się często swoimi spostrzeżeniami na temat Japonii oraz Japończyków i czytając książkę ze zdumieniem stwierdziłem, że niestety w wielu miejscach muszę przyznać mu rację. Co prawda, do tej pory, byłem w Japonii bardzo krótko (w sumie jakieś 3 miesiące) ale i tak wystarczyło to aby zaznać na własnej skórze wielu rzeczy o których wspomina autor. Co gorsza, po przeczytaniu książki mam obawy (a raczej pewność), że skończę jak większość gaijinów.

Problem z Japonią jest taki, że początkowe zauroczenie kiedyś przemija i z czasem zaczynamy, co raz krytyczniej dostrzegać denerwujące nas wady (to trochę jak z kobietami ;) ). Mam wrażenie, że pierwszy etap mam już za sobą i tym razem przyjdzie mi spojrzeć na Japonię bardziej krytycznym (cynicznym?) okiem. Z jednej strony trochę mi żal, że okres fascynacji i ślepego zapatrzenia mam już za sobą - o wiele łatwiej było przymknąć oko na wiele rzeczy (nie wspomnę o tych, których nie chciałem widzieć). Z drugiej strony, będę mieć okazję na trzeźwo ocenić czy wybór Japonii jako celu półrocznej tułaczki był właściwy. Kto wie co się z tego rozwinie - może prawdziwa miłość (tudzież nienawiść ;) ) na całe życie? Przekonam się już za 24 dni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz