sobota, 31 stycznia 2009

hoteru

Ten wpis będzie tylko i wyłącznie o hotelu. Należy mu się to za męki jakie tu przechodzę ;)

Hotel, jak to hotel. Generalnie nie wyróżnia się na pierwszy rzut oka niczym specjalnym od innych hoteli. Pierwsze wrażenie jest jednak mylące. Pamiętajmy że jesteśmy w Tokyo. Tu wszystko jest inne.

Ekipa w recepcji pozostała niezmieniona od zeszłego roku. Tak samo kiepsko idzie im z angielskim. Chociaż z drugiej strony w porównaniu z otoczeniem można by powiedzieć że znają angielski wręcz wyśmienicie. Co prawda jest to bardzo osobliwa, wschodnia odmiana angielskiego ale jest. Po chwili można się dostroić.

Pokoje są wielkości europejskiej łazienki albo kuchni - a mają w środku łazienkę z wanną i podwójne łóżko! To się nazywa optymalizacja miejsca. Znalazło się jeszcze miejsce na TV (14" bo większy by się nie zmieścił), mini-lodówkę, biurko i krzesło. Całość (z łazienką) ma gdzieś 8m2 z czego 2m2 to łazienka (z wanną!).

Hotel ma dość poważną wadę. Za jego oknami jest (na moje oko) trzy poziomowa autostrada (jesteśmy w centrum miasta). Hałas jest niesamowity. Rok temu miałem pokój na 2 piętrze ze wspaniałym widokiem na betonowy słup podpierający autostradę. W tym roku dostałem 7 piętro. Jadę windą (w której non stop puszczają...Chopina) i myślę sobie - jest nieźle. Będzie wysoko, będzie cicho. Nic bardziej mylnego. Autostrada uzbrojona jest w ekrany dzwiękochłonne. Niestety nazwa dzwiękochłonne jest myląca. To są ekrany dzwięko-odbijające. W skrócie cały hałas nie rozchodzi się na boki tylko....ku górze. Tak więc w brew pozorom pokój na 2 piętrze może być lepszy od tego na siódmym ;) Ostatecznie mam przy łóżku parę zatyczek do uszu które przezornie kupiłem sobie w Polsce.

Jest jeszcze jedna denerwująca rzecz. Otóż ekipa sprzątająca. W Europie albo w Stanach dopóki nie powiesz że chcesz zmiany ręczników albo pościeli to tego nie zrobią (niby w trosce o środowisko ale głównie chodzi o kasiorę). Wbrew pozorom ma to sens, bo czemu po jednym użyciu ręcznika miałbym go od razu oddawać do prania? Nie tutaj. Codziennie ekipa sprzątająca wpada do pokoju i wypruwa z niego absolutnie wszystko - pościel, ręczniki, kosmetyki (mam wrażenie że nawet wykładziny zrywają zamiast je odkurzać ;) ) . O ile ręczniki mogę jeszcze zrozumieć to moja europejska dynia nie potrafi pojąć czemu za każdym razem jak użyję mydła następnego dnia wymieniają mi je na absolutnie nowe, fabrycznie zapakowane. I tak codziennie. Toż to straszne marnotrastwo! Do tego codziennie zmieniają kubki, więc zostawienie szczoteczki do zębów w kubku kończy się tym że wyląduje ona w bliżej nieokreślonym miejscu. Cały pokój wygląda jakby miał gdzieś ukryty przycisk reset po wciśnięciu którego wszystko powraca na swoje miejsce. Strasznie denerwujące.

No i najgorsze - rok temu na korytarzu stał automat z piwem. W tym roku zniknął i zastąpiły go automaty z napojami. Bleeee....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz