środa, 31 sierpnia 2011

ohashi

Scenka w konbini:

Gaijin kupuje (nie po raz pierwszy z resztą) jakieś szybkie żarcie (kluchy z kurczakiem czy coś w tym stylu). Pani ekspedientka za kasą pakuje wszystko do torebki i na koniec wkłada widelec zamiast zwyczajowo dodawanych do takiego jedzenia pałeczek. Cóż, tępy gaijin pewnie i tak nie potrafi się nimi posługiwać. Ale gaijin jest krnąbrny i pokazuje różki. Ostentacyjnym ruchem samodzielnie pakuje do torebki pałeczki, uśmiecha się do pani i wychodzi :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

rajio

Jednym z plusów bycia 7 godzin do przodu względem polskiego czasu jest możliwość słuchania nocnych audycji polskich stacji radiowych (oczywiście bez zarywania nocek). O ile za dnia wszystkie komercyjne stacje (RMF, Zetka) nadają nienadającą się do słuchania sieczkę o tyle w nocy, jak za dotknięciem czarodziejskiej radiowej różdżki, zmieniają się nie do poznania. Takiej playlisty nie słyszałem nawet w Trójce, bo kiedy ostatnio słyszeliście w komercyjnym radio Martynę Jakubowicz i jej "W domach z betonu"? Ja słyszałem dzisiaj, o 4 nad ranem czasu polskiego w, do porzygania komercyjnym, RMF FM :)






Uwielbiam słuchać polskich nocnych audycji radiowych. Nie ma reklam leków na zaparcia, problemy z prostatą i nietrzymaniem moczu, dżingli, sringli, polityki i wszechobecnej komercji a jest za to muzyka, której można słuchać bez obawy o zlasowanie się mózgu.

airon

Jak to generalnie u nas w firmie bywa, mieszkania, które nam firma załatwia (i to nie ma znaczenia gdzie - czy to w Tokyo, czy w Oslo) zawsze są wybrakowane. W Oslo bywa, że dostajemy nieposprzątane mieszkanie po kimś - brudna pościel, brudne ręczniki, itd... W Tokyo jest nie lepiej - tym razem nie dostałem ręczników więc dobrze, że jeden awaryjny wziąłem sobie z Polski. Brakowało również żelazka, a to generalnie bywa przydatne, jeśli gaijin ma wyglądać jak cywilizowany człowiek.

Nie zastanawiając się za wiele, wsiadłem z pociąg i pognałem do pierwszego lepszego (znanego mi) sklepu z tego typu rzeczami. Wszedłem grzecznie, znalazłem stanowisko z żelazkami i...zdurniałem. Chciałem po prostu kupić żelazko a tu: żelazko takie, żelazko siakie, żelazko do plisowanych japońskich spódniczek, itd... No jasna cholera. Stoję więc i dumam po gajdzińsku jak tu nie zrobić z siebie idioty i nie kupić żelazka do koronkowych dziewczęcych majtek (jestem pewien, że było tam takie) i widzę kątem oka jak podchodzi do mnie sprzedawca. Wyrzucił z siebie jakąś kanonadę słów, z których zrozumiałem tylko znak zapytania na końcu zdania...Zamiast udawać durnego gaijina i odezwać się po angielsku, wydukałem z siebie 'shatsu' po czym sprzedawca, zaczął mi zachwalać jakieś żelazko (tak mi się wydaje, choć nic nie zrozumiałem z tego co do mnie mówił - aczkolwiek mocno gestykulował i prasował sobie rękaw koszuli). Zdesperowany pokazałem na jakieś żelazko i powiedziałem, że je chcę i koniec.

Przy kasie po raz kolejny zabłysnąłem swoim intelektem - na pytanie czy chcę kartę punktową (co akurat świetnie zrozumiałem) nie wiem czemu odpowiedziałem 'tak, chcę'. No i tu nastąpiła dramatu część druga - wypełnienie karty moimi danymi. O ile imię i nazwisko oraz datę urodzenia wpisać potrafiłem to adresu już nie bardzo. Zrezygnowany, przekazałem panu kartkę z adresem i musiał sam wszystko przepisać (a bazgrał nie lepiej ode mnie). Potem jeszcze zapytał się coś odnośnie mojej karty płatniczej na co odpowiedziałem mu tylko, że nie rozumiem, co do mnie gada i chcę już tylko to cholerne żelazko. Może nawet sobie doliczyć opłatę za obsługiwanie durnego gaijina. :)

Aha...zapomniałem dodać...nie kupiłem deski do prasowania, haha :)

                                                                                     ~~~

Pozwolę sobie również na drobny szowinistyczny wywód. Patrząc na pudełko, japońskie gospodynie domowe muszą uwielbiać prasowanie, haha :P

niedziela, 28 sierpnia 2011

tokyo edo hakubutsukan

Wizyty w muzeach bywają zazwyczaj nudne ale skoro wczoraj pogoda była nie najlepsza poszedłem za namową współpracownika z biura i zajrzałem do tokijskiego muzeum Edo. Muzeum, jak to muzeum - generalnie rzecz biorąc na kolana nie powala. Jest trochę ciekawych eksponatów, trochę rekonstrukcji, itd... Można się cofnąć w historii od średniowiecza aż po drugą wojnę światową. W przypadku tego ostatniego okresu moją uwagę przykuł pewien film...







...film przedstawiający amerykańskie bombardowania Tokyo. To co przykuło moją uwagę to sposób w jaki został zmontowany. Można odnieść nieodparte wrażenie, że Japończycy byli w tej wojnie ofiarami a nie agresorami a samo bombardowanie Tokyo było nieuzasadnionym aktem barbarzyństwa (faktem jest, że było ono wyjątkowo tragiczne w skutkach). Nie wierzycie? Zobaczcie to na własne oczy (uwaga - film jest drastyczny - chyba po to by jeszcze bardziej podkreślić to o czym napisałem):



Wyjątkowo jednostronne spojrzenie na historię. Gdzieś się zagubiła informacja, że to Japonia sama rozpętała tę wojnę. Z resztą bombardowań Tokyo i ofiar w ludziach można było uniknąć - wystarczyło się zawczasu poddać...

sobota, 27 sierpnia 2011

hanabi

Trafiło się ślepemu gaijinowi ziarno :)

Za namową kogoś z firmy pojechałem do Tokyo Edo Hakubutsukan. Post już miał być o nudnych muzealnych uniesieniach ale nie będzie. Po wyjściu z muzeum, moim tradycyjnym tokijskim zwyczajem postanowiłem "z buta" zwiedzić trochę okolicę (chciałem zrobić dla was zdjęcia tokijskim bezdomnym koczującym nad rzeką ale mi się nie udało - co się odwlecze to nie uciecze). Ruszyłem wzdłuż rzeki Sumida, w kierunku Asukusa. Im bliżej Asakusa, tym więcej było ludzi rozkładających się przy rzece. Sama Asakusa, wypełniona była po brzegi dzikim tłumem, policją i inni służbami. Mój gaijinski nos podpowiadał mi, że szykuje się jakiś festiwal. Dużo się nie pomyliłem - na dzisiaj zaplanowany był Sumida Hanabi czyli coroczny pokaz sztucznych ogni.







(wybaczcie dźwięk - ten jazgot to cykady....)


Wracając do miasta na jakiś obiad (oblężona Asakusa nie była dobrym miejscem do szukania wolnego miejsca w knajpie) widziałem wypakowane po brzegi pociągi jadące w drugą stronę i wiedziałem, że jak będę wracał to miło nie będzie. W drodze powrotnej, jakieś 5 stacji przed Asakusa na peronach pojawili się dopychacze. Na końcowej stacji metra tłum był taki, że stał nieruchowo na schodach wyjściowych z metra.






Po wyjściu na powierzchnię moim oczom ukazał tłum. Dziki tłum - tysiące ludzi. Szok. Dziwnym gajinskim trafem wkradłem się na sam początek pochodu który miał przejść po moście nad Sumidą. Za mną było dobre kilka (a może i kilkadziesiąt) tysięcy ludzi.




Nad całością panowało kilku policjantów stojących przed nami z tablicą informującą kiedy mamy iść do przodu a kiedy stanąć. Zwróćcie uwagę jak wygląd znak informujący dziki tłum o konieczności zatrzymania. Z drugiej strony znaku była prośba, by powoli iść do przodu. Wielotysięczny tłum zatrzymywał się i ruszał tak jak mu jeden policjant ze znakiem zagrał :)  To wszystko. Japończycy są naprawdę potulnym narodem. W Polsce coś takiego by nie przeszło. Gorącokrwiści Polacy zadeptaliby się już na samym początku :) U nas zamiast gościa ze znakiem byłby kordon policji wyposażony w broń gładkolufową a tutaj by zatrzymać  wielotysięczny tłum wystarczy grzeczna prośba okraszona obrazkiem prosto z kreskówki. Esencja Japonii.








Po przejściu mostu na rzece Sumida, tłum rozpierzchł się we wszystkim możliwych kierunkach. Ja sam przystanąłem gdzieś gdzie był jako taki widok na pokaz fajerwerków i skręciłem trochę filmów. Jeden z nich poniżej. Fajny pokaz zaczyna się ok 1 minuty. Enjoy.




piątek, 26 sierpnia 2011

vodka

Zagadka:

Wymień dwa rodzaje mocnego (hehe) alkoholu z Polski, który kupić można w absolutnie każdym sklepie z mocnymi trunkami?

>> Pokaż odpowiedź <<

oomizu

Czy TVN24 przygotowało newsa o powodzi w Tokyo? Nie? A to szkoda - czemu tylko trzęsienia ziemi ściągają na siebie uwagę całego świata?

W południe przyszła do Tokyo ulewa. Biuro położone jest nad samą rzeką Meguro, więc mogliśmy na żywo obserwować rozwój wydarzeń. Naturalnym jest, że przy zwykłej ulewie (choć ta była trochę niezwykła) w wybetonowanym do ostatniego centymetra mieście każda kropla wody zamiast wsiąknąć w ziemię spłynie kanałami do rzeki. W ciągu kilkunastu minut poziom wody w rzece podniósł się o dobry metr a może i więcej. Nad rzeką błyskawicznie (dosłownie w kilka minut) pojawiły się służby ostrzegające (w typowy sposób - przez wrzeszczące megaforny) przed powodzią i monitorujące poziom rzeki. Z resztą są tam do tej pory i mimo że deszcz już nie pada wciąż monitorują rzekę. To się nazywa sprawna akcja przeciwpowodziowa. Władzom Wrocławia proponuję zasiedlić Kozanów małą japońską społecznością a problem powodzi zniknie na zawsze :P

Samą rzekę Meguro mam okazję obserwować codziennie - droga między domem a biurem prowadzi w całości nadrzecznym bulwarem. Jak by na to nie patrzeć sielanka: 20 minut spacerkiem, w potwornym upale i przy ogłuszająco metalicznym brzęczeniu cykad.


czwartek, 25 sierpnia 2011

kaisha

Mówiłem, że pracuję w biurze? Bzdury. Pracuję na budowie - nawet swój kask dostałem :P

Na dodatek w biurowcu, w którym pracuję (jako budowniczy oczywiście) na jednym z pięter mieści się wydział Ambasady RP. Dziwnie się czuję wchodząc do budynku i widząc na tablicy z listą biur napisy w jęz. polskim. Nie po to jechałem na drugi koniec świata, oj nie po to...

środa, 24 sierpnia 2011

tokyo!

Gaijin kubala melduje się z Tokyo!

W telegraficznym skrócie:

- o dziwo z lotem nic się nie działo - samolot leciał (11 godzin), japońscy pasażerowie (w masakrującej większości) siorbali podane na obiad kluchy z bulionem (a gaijini przyglądali im się z niesmakiem) - jednym słowem tak jak powinno być (o ile odciski na tyłku można uznać za coś normalnego)

- do miasta dojechałem bez problemów - w zasadzie czułem się trochę dziwnie, bo we Wrocławiu nigdy nie wiem gdzie który autobus jedzie a tutaj, w 13 milionowej metropolii, na pamięć pojechałem sobie kilkoma pociągami :)

- wpakowałem się do mieszkania, odwiedziłem biuro i takie tam sruty pierduty

- zjadłem tonkatsu! Specjalnie pojechałem w moje stare miejsce i trochę się przeraziłem, bo chyba zmienił się właściciel knajpki (serce mi zadrżało, bo zmienił się również szyld i początkowo nie byłem pewien czy nadal to to samo miejsce). Tonkatsu na szczęście zostało tak samo dobre :)

- wypociłem z siebie ze 100 litrów wody. Upał tutaj jest niemiłosierny. Niby tylko 30°C ale wilgotność wynosi chyba z 500%. Gorące, wilgotne powietrze najpierw wgniata cię w ziemię swoim ciężarem a potem rozdeptuje jak robaka. Nawet tutejsi stwierdzili, że jest troszkę za gorąco.

- publikuję tego posta o pierwszej w nocy bo właśnie ktoś do mnie zadzwonił z Polski i mnie obudził. Jet-lag nie pozwoli mi i tak zasnąć do jakiejś 5 rano więc mam trochę czasu na dumanie nad ciężkim losem gaijina.

Jest dobrze :)


poniedziałek, 22 sierpnia 2011

owakare

To mój przedostatni dzień i ostatni post pisany w Polsce. Jutro wsiądę do samolotu i następny post napiszę już z Tokyo. Dotarcie do tego momentu kosztowało mnie niemało wysiłku. Z jednej strony wyprowadzka i wszystko co się z tym wiąże (umowy i inne nudne formalności). Z drugiej strony niełatwo jest z dnia na dzień pozostawić wszystko za sobą i wyjechać na drugi kraniec świata. Trochę, żałuję, że nie wszystko mogłem skończyć tak jak bym sobie tego życzył ale od momentu, w którym dowiedziałem się że wylatuję do Tokyo (a było to zaraz po powrocie z urlopu), żyłem ze świadomością że i tak za trochę więcej niż miesiąc mnie już tu nie będzie. Los potrafi być złośliwy bo wyjazd do Japonii przytrafił mi się akurat wtedy kiedy tego najmniej oczekiwałem (a na pozwolenie na wyjazd czekałem ponad pół roku, przez które to pół roku nie działo się kompletnie nic ciekawego).


~~~ ~~~ ~~~


Zmieniając temat na odrobinę weselszy. Obiecałem kilku osobom napisać wierszyk na pożegnanie. Jako kompletny analfabeta (w szkole nazywało się to ładnie umysłem ścisłym) pozwoliłem sobie wziąć gotowca 1 i trochę go przerobić :P


Za dzień mój lot,
Z nadzieją w sercu lęk do spółki, czy wielkie szczęście spotka mnie?
Lecz Wy - wczorajsze moje przyjaciółki
Nad losem mym nie płaczcie - nie.
Wstrzymajcie serca drżenie, na wielkie łzy nie czas
Bo ja Wam mówię do widzenia,
bo ja Wam mówię do widzenia, lecz nie mówię żegnam Was.


Te kilka wersów dedykuję moim szanownym firmowym Biurokratkom (które to męczyły mnie o ten wierszyk przez ostatnie dwa tygodnie) oraz ... kto wie - może jeszcze komuś ... :P

Hasta la vista, ... :)




1) Tekst zerżnąłem bezczelnie z tekstu piosenki Bułata Okudżawy. Poniżej macie oryginał w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego, Wojciecha Malajkata i Grupy MoCarta. Piosenka jest fragmentem przedstawienia "Zamach na MoCarta", które swoją drogą warto obejrzeć w całości (choćby na DVD).

niedziela, 21 sierpnia 2011

hoomuresu

Stało się. Wyprowadziłem się z mojego mieszkania we Wrocławiu i formalnie można uznać mnie za (wrocławskiego) bezdomnego. Wyjątkowo dziwnie się czułem wyjeżdżając z mojego osiedla (a zwłaszcza przejeżdżając obok znajomego baru sushi ;) ). Przeprowadzałem się już wielokrotnie więc sama przeprowadzka nie była dla mnie niczym nowym, zawsze jednak robiłem to w obrębie jednego miasta. Tym razem przeprowadzka ma charakter interkontynentalny i jest w tym wszystkim coś niezwykłego. Nigdy bowiem nie było tak, że wyjeżdżając z Wrocławia (a robiłem to już dziesiątki razy) nie miałem dokąd wrócić.

Po czym poznać bezdomnego gaijina? Biorąc przykład z samego siebie zapewne po wylegiwaniu się na hamaku i leniwym popijaniu zimnego piwka. :) Jutro normalnie pracuję (tyle, że zdalnie) więc możecie być pewni, że tak będzie wyglądać moje tymczasowe biuro. Fotkę dedykuję całemu mojemu zespołowi, który w tym czasie będzie się kisił w mieście :P


Czego słucha bezdomny gaijin? Zapewne czegoś relaksującego (bo i czym się stresować - przecież nie wyprowadzką na drugi koniec świata...) tak jak azjatycki lounge lub chillout. Ten pierwszy gatunek muzyki dzielnie reprezentuje płyta "Putumayo Presents - Asian Lounge":

Płyta ta to typowy lounge o mocno wschodnim zabarwieniu. Można usłyszeć instrumenty i dźwięki znane od Indii aż po Japonię. Kilka utworów wykonanych jest po japońsku a całość tworzy fajny klimat do dłuuugich rozmów przy lampce wina ;) Poniżej próbka:





Druga płyta to dla odmiany chillout o równie egzotycznej nazwie co zabarwieniu: Secrets Of Zen


Za wiele o tej płycie powiedzieć nie można poza tym, że przy odrobinie wolnego czasu i chęci można przy niej nieźle odpłynąć (co w moim przypadku prawie zawsze kończy się drzemką ;) ). Stanowczo odradzam tę płytę do słuchania w samochodzie - chyba, że chcecie osiągnąć zen wbijając się w przydrożne drzewo. Miłego słuchania.


wtorek, 16 sierpnia 2011

chakkunorisu

Typowy gaijin wygląda tak:

  
Rączki do góry!

~~~~ ~~~~ ~~~~

My tu sobie balujemy a pakowanie w lesie. Spakowałem "na próbę" walizkę i mam wrażenie, że waży z tonę. Chciałem ją wczoraj zważyć na lotnisku ale waga, której zawsze do tego używałem, staropolskim zwyczajem, stała popsuta. Dobrze, że powstaje nowy terminal, bo obecny kurnik zaczyna działać mi na nerwy.

Z lepszych wiadomości jest pogoda w Tokyo - między 28°C w nocy a 35°C w dzień. Szkoda tylko, że większość tego wspaniałego czasu spędzę w biurze a nie na plaży...

piątek, 12 sierpnia 2011

chiekku risuto

Walizka? Jest!
Czyste gacie i skarpetki? Są!
Licznik Geigera? Jasna cholera...wiedziałem, że o czymś zapomniałem.

wtorek, 9 sierpnia 2011

ongaku #2

Przeglądania mojej playlisty ciąg dalszy...

Pozostajemy na wschodzie - tym razem w Indiach, mimo że śpiewać będziemy po Polsku. Ta płyta to prawdziwa mieszanka (wybuchowa). Polak śpiewający w akompaniamencie hinduskich rytmów. Niemożliwe? Wszystko jest możliwe. I do tego całkiem przyjemnie się tego słucha.

Michał Rudaś - Shuruvath:



W skrócie: ciekawa muzyka i niezłe teksty. Jest to zdecydowanie najbardziej strawna hinduska płyta jakiej miałem okazję słuchać. Reszta to jakieś niezrozumiałe wycie do księżyca ;)

Posłuchajcie sami:

Dajesz Mi Mnie:


Nurt:


oraz prawdziwa perełka - Będziesz Tam:



sobota, 6 sierpnia 2011

tenshutsu

Wyprowadzka trwa w najlepsze. Kolejna porcja gratów gotowa do wywiezienia. Wielkie dzięki dla Krzyśka i Emilii, którzy zgodzili się, przy okazji, zabrać moje bambetle do Łodzi uwalniając mnie od dylematu czy jechać na weekend do Łodzi czy zostać i spędzić ostatni wolny weekend we Wrocławiu :)

czwartek, 4 sierpnia 2011

ongaku #1

Od dzisiaj będziecie mieć zaszczyt (nie musicie dziękować, naprawdę) raz na jakiś czas zajrzeć do mojej "wschodniej" fonoteki. Jakoś specjalnie to wschodnie wycie mnie nie kręci ale mimo wszystko, dziwnym zbiegiem okoliczności, uzbierało mi się troszkę albumów z rejonów mniej lub bardziej "zza Buga".



Na początek dwie płyty: Kiyoshi Yoshida - Asian Drums (cz. 1 i cz. 2)



W obu przypadkach mamy do czynienia z muzyka opartą o rytm wybijany na bębnach Taiko - czasem dodatkowo okraszoną dźwiękami mniej lub bardziej japońskich instrumentów. Nie jest to jednak typowo japońska muzyka bo tej nikt przy zdrowych zmysłach nie słucha (a już na pewno nie dżejpopu - to jest dopiero sieczka, której próbkę mieliście kilka postów niżej - i nie zmieni tego teledysk z półnagimi japońskimi dziewczątkami :) )

Na zachętę wrzucam wam dwa utwory z pierwszej płyty. Mniej więcej tego możecie się spodziewać po całości (wybaczcie jakość ale to wina serwisu, którego użyłem do wrzucenia muzyki).

Rising Sun:


Matsuri:


Na pierwszą płytę trafiłem przypadkiem. Dawno temu znalazłem na YoutTube na film o Kamikaze. Po obejrzeniu go raz, obejrzałem go drugi, trzeci i kolejny raz. I nie dlatego, że spodobały mi się samobójcze ataki na armię USA ale dlatego, że w ucho wpadła mi muzyka z filmu (właśnie "Rising Sun" z pierwszej płyty). Sądząc po komentarzach pod filmem, nie tylko ja tym sposobem odkryłem tę płytę ;)




Skoro pozostajemy w klimatach "wschodu" to na deser - jako wisienka na torcie - macie unikalną okazję zapoznać się z nepalskimi dźwiękami (a nawet śpiewem) w wykonaniu Nary, naszego nepalskiego przewodnika po Himalajach:


Nie wiem czy znał coś innego ale przez dwa tygodnie nucił w kółko to samo :)

wtorek, 2 sierpnia 2011

kamikaze

Post miał być zupełnie o czymś innym ale szukając do niego materiałów ponownie trafiłem na jeden z moich ulubionych filmów na YouTube (czemu ulubionych, to jeszcze kiedyś napiszę). Myślę, że jest to temat na czasie, zważywszy ostatnie kontrowersje wynikłe wokół oceny zasadności wszczęcia Powstania Warszawskiego.



Kamikaze - dosłownie "boski wiatr". Młodzi ludzie (90% miało między 18 a 24 lat), rozpaczliwie i bezsensownie rzuceni decyzją dowództwa do boju. Wykonując z góry skazane na klęskę rozkazy, walczyli i ginęli w obronie Honoru i Ojczyzny. Czy z czymś wam się to nie kojarzy?

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Joi-uchi: Hairyo tsuma shimatsu

Jeśli macie dwie godziny wolnego, lubicie filmy samurajskie (albo chcielibyście spróbować) to mogę polecić wam film "Bunt" (ang: "Samurai Rebellion"). Film powstał w 1967r. więc jeśli oczekujecie piorunujących efektów specjalnych, gigantycznych wybuchów i okraszonej hektolitrami krwi siekaniny na miarę "Kill Bill'a" to generalnie wam ten film odradzę, bo nic z tych rzeczy tam nie znajdziecie. Jeśli jednak przymkniecie oko na pewne niedoskonałości wynikające z tego, iż film kręcony był prawie pół wieku temu, to zapewniam, że nie pożałujecie poświęconych nań dwóch godzin. Film dość dobitnie ukazuje stosunki panujące w feudalnej Japonii. Jest miłość, intryga, lojalność klanowa i na końcu zemsta. Mimo pewnych niedociągnięć, trzyma w napięciu w zasadzie do samego końca.

Po obejrzeniu odniosłem wrażenie, że japońskie społeczeństwo wciąż opiera się na tych samych wiernopoddańczych zasadach co 300 lat temu. Owszem, nikt dzisiaj nie porywa żon ale nadal powszechna (i pożądana) jest uległość wobec osób będących wyżej w hierarchii. Bardzo dobrze widać to na przykładzie stosunków panujących w japońskich firmach gdzie przełożony często traktowany jest na równi z nieomylnym bogiem. Możemy się z nim nie zgadzać ale bezwzględnie musimy podporządkować się jego woli. Dyskusja i kwestionowanie wyborów naszego "pana" są niemile widziane.

Dla nas, Europejczyków, takie zachowanie może wydawać się dziwne ale dla wychowanych w duchu społeczeństwa klasowego Japończyków jest to całkowicie naturalne. W Japonii zawsze ktoś jest niżej lub wyżej w hierarchii (jest jeden wyjątek - gaijin jest zawsze najniżej ;) ). Sprawia to niemałe problemy podczas nauki języka, bo o ile posługiwanie się neutralnym (a więc z zasady "grzecznym" i "wyrażającym szacunek") językiem nie nastręcza większych problemów o tyle przejście na wyższy poziom wtajemniczenia i opanowanie sztuki wyrażania naszego "uniżenia" lub "wyższości" w zależności od naszego rozmówcy bywa kłopotliwe (nie wspominając już nawet o tym, że nieumiejętnie posługując się językiem można kogoś śmiertelnie obrazić wyrażając naszą wyższość zamiast poniżyć się przed naszym łaskawym rozmówcą - brzmi to skomplikowanie ale sprowadza się to do tak prostego błędu jak np. użycie złej formy czasownika). Oglądając film polecam zwrócić uwagę na to jak ludzie odnoszą się do siebie - zwróćcie uwagę na dialogi, ton głosu i ogólną postawę. Bardzo ładnie pokazano stosunki (a raczej relację pan - poddany) panujące między różnymi warstwami społecznymi. Uwierzcie mi na słowo - dzisiejsza Japonia niewiele się w tej materii różni.

Trailer na deser: