poniedziałek, 16 lutego 2009

Porando

25 pięć godzin gnieżdżenia się w latającej puszce i błąkania się po terminalach i jestem znów w Polsce. Skąd tu się tylko tyle śniegu wzięło? Jak wylatywałem to się wiosna zaczynała. Ja chcę z powrotem do Tokyo ;)

niedziela, 15 lutego 2009

hikouki


No to siup do Europy ;)

sobota, 14 lutego 2009

sakura

I tak oto minęły trzy tygodnie. Jutro wracam. Dzisiaj po raz ostatni wyruszyłem w miasto. Udało mi się jeszcze przed wylotem upolować kilka kwitnących krzewów wiśni. Teraz czas się spakować i jutro Porando e ikimasu

piątek, 13 lutego 2009

eigo ga wakarimasen


Tak sobie myślę, co autor miał na myśli....

tenki

To już niestety ostatni weekend w Tokyo. Na dowidzenia pogoda oszalała. Przedwczoraj było chłodno i mocno wiało a dzisiaj było ponad 20 stopni. Słuchając wiadomości o ataku zimy w Polsce chyba niechętnie wsiądę do samolotu ;)

Przy okazji ładnej pogody popstrykałem trochę fotek:

wtorek, 10 lutego 2009

odaiba

Z powodu jakiegoś święta mieliśmy dzisiaj wolne. Ponieważ musiałem się przygotować do jutrzejszego nudnego spotkania, wyskoczyłem szybko rano z hotelu i pojechałem na wyspę Odaiba.

Odaiba to sztuczna wyspa usypana jeszcze w XIXw. Teraz pokryta wieżowcami i centrami handlowymi. Nic specjalnego szczerze mówiąc - widać bardzo modernistyczne podejście do urządzania przestrzeni i jakoś to wszystko wygląda trochę dziwnie (wręcz futurystycznie). Na wyspę można dostać się między innymi mostem Rainbow Bridge. I to jest najciekawsza część całej wycieczki. Most, wbrew nazwie, nie jest tęczowy ale widok z jego północnej strony zapiera dech w piersiach - można tam zobaczyć najwspanialszą panoramę Tokyo. Jak ja mogłem pominąć to rok temu?!

Jeżeli ktoś się tam wybiera, to w jedną stronę warto pojechać metrem a z powrotem wybrać się pieszo z po moście (koniecznie po północnej stronie). Na prawdę warto - w weekend jadę tam po zmroku! Foty i wideo by kubala poniżej.



  
 

 


niedziela, 8 lutego 2009

katakana quiz (2)


Kategoria: Film 

Zagadka: Podać tytuł filmu i odtwórcę głównej roli




Nagród tradycyjnie nie przewiduję :P

sobota, 7 lutego 2009

nichiyobi

Kolejna niedziela i kolejny dylemat gdzie się wybrać. Tym razem postawiłem na ślepy los. Wsiadłem do metra i pojechałem do Akihabary. Jest to (byłe) centrum handlu elektroniką. Ponieważ największe firmy wyprowadziły się stamtąd w bardziej prestiżowe miejsca - teraz bardziej przypomina to pchli targ - tyle że handluje się tam samą elektroniką - ot taka elektroniczna wersja Świebodzkiego (trochę bardziej ucywilizowana). Można tam dostać wszystko - od starych gier, filmów i muzyki po komiksy i (obowiązkowo) pornografię.

Jako, że Akihabara sama w sobie jest nudna, postanowiłem po raz kolejny odwiedzić Asakus'ę. Trochę zaimprowizowałem i wskoczyłem tam na prom do Hama Rikyu Onshi-Teien - wspaniałego ogrodu japońskiego. Opłaciło się - pół godzinny rejs promem po rzecze Sumida i wkraczamy do wspaniałego parku. Tam też czekała mnie nagroda - mimo, że mamy początek lutego, kwitną już wiśnie! (no dobra - zaczynają kwitnąć ;) ) 

Niektóre foty z dzisiejszej wyprawy poniżej. Reszta tutaj









Od Kubala @ Tokyo

itadakimasu

Wpis z cyklu "różnic kulturowych" ciąg dalszy...

Miejsce: Knajpa z tonkatsu

Siedzę i wcinam kawał wieprza w przepysznej panierce. Knajpka mała - wejdzie max 10 osób - wszyscy siedzą przy małym barze, za którym właściciel wdzięcznie żongluje surowym mięchem i garami (w Polsce sanepid by go za to ze 100 razy zamknął). 

Scenka 1: Młoda para obok mnie. Wcinają to samo popijając zupą miso. Siorbią przy tym niemiłosiernie (zupy są w miseczkach - łyżek brak). Cóż, tutaj siorbanie to bardzo osobliwa forma wyrażania uznania dla szefa kuchni.

Scenka 2: Po lewej ode mnie siada Pan. Prosi o popielniczkę, wyciąga papierosa i najzwyczajniej w świecie, bez oglądania się na jedzących, zaczyna palić. W ciągu kilku sekund pomieszczenie wypełnia się dymem zmieszanym z oparami z nad garów. W Polsce nie przywiązywałem zbytniej wagi do zakazu palenia ale tutaj przekonałem się, że mamy rację wyganiając palaczy precz! 

piątek, 6 lutego 2009

pantsu


Premier Tusk kiedyś powiedział, że będziemy drugą Irlandią. Gdybym mu doradzał, radziłbym mu powiedzieć, że będziemy drugą Japonią. W dziedzinie wywieszania gaci na balkonie już ich dogoniliśmy ;)

byoki


Ładnych parę(naście?) lat temu przyleciał do kraju śledzia i wódki pewien artysta. Dzicz zgromadzona przed hotelem wrzeszczała i piszczała. Wszyscy czekali na króla. Króla pop-u. I wtedy ukazał się on - Murzyn o białej jak mąka twarzy z...chirurgiczną maską na ustach. Poruszenie (oburzenie?) jakie to wtedy wywołało przetoczyło się przez cały Kraj. Jak on śmiał nas tak obrazić? Że niby tu śmierdzi, czy co? ;)

Po przylocie to Japonii można się nie licho zdziwić. Wygląda tak jakby król-pedofil miał tutaj wielu naśladowców - wszędzie dookoła biegają ludzie w maskach. Powody są dwa. Pierwszy -  egoistyczny - nie chcemy wąchać cudzych smrodów i drugi - altruistyczny - nie chcemy częstować innych naszymi wyziewami - a dokładnie bakteriami i wirusami które w sobie hodujemy. Jest to o tyle istotne, że przy takim zagęszczeniu ludzi wszelkie paskudztwo szerzy się niemiłosiernie szybko. Pomysł genialny. Kupię sobie taką i będę w niej ostentacyjnie chodził po Wrocławiu ;)

wtorek, 3 lutego 2009

setsubun


Setsubun (obchodzony dzisiaj, czyli 3 lutego) to taki japoński odpowiednik naszego pierwszego dnia wiosny (well...nie do końca ale nie wnikajmy w szczegóły). Generalnie zamiast topić marzannę, rzuca się w kogoś przebranego za demona nasionkami soi oraz je się gigantyczne sushi, zwane maki-sushi

Tu niestety pojawia się problem, bo ja, generalnie rzecz ujmując, fanem sushi nie jestem. Jeżeli już mam zjeść to porcję nie przekraczającą wielkością typowej przystawki (nie więcej niż kawałek, dwa). Zjedzenie takiego wielkiego kawałka jak na zdjęciu skończyło by się prawdopodobnie, sumimasen, sushi-pawiem.

Rok temu wynikła z tego "zabawna" historia (zabawna to ona jest teraz...) - zabrano mnie bowiem do małej knajpki gdzie starsza pani serwowała robione na miejscu sushi. Tutaj sushi to taniocha więc zamówiono dla nas po półtorej porcji - wielką dechę wypełnioną po brzegi rybą zapakowaną w ryż i algi. Siłą rzeczy wszystkiego nie zjadłem (nie mieli wiadra na wyposażeniu) przez co musieliśmy się gęsto tłumaczyć żeby nie zarobić od właścicielki ścierą ;)

Tak więc uprzedzając wszelkie próby wyciągnięcia mnie na sushi - nie pójdę za nic. W Polsce tym bardziej, i nie dla tego że jest ono 10x droższe niż tutaj, tylko dlatego że pewnie jest ono 10x gorsze niż tutaj. Jak będę chciał zjeść surową rybę to zjem sobie naszego polskiego, cuchnącego śledzia :P

poniedziałek, 2 lutego 2009

jitensha


Z czym kojarzy wam się Azja? Z ryżem i rowerem? Bingo! Nawet w Tokyo, wielkim centrum biznesowo-finansowym, między wielkimi wieżowcami przemykają ludzie na rowerach - setkach, tysiącach rowerów.  Jest to w zasadzie zaraz po metrze podstawowy środek transportu. Jest tylko jeden problem - rowerzyści współdzielą chodniki z pieszymi. I do tego uważają że mają zawsze pierwszeństwo. Już kilka razy o mało co nie zostałem rozjechany przez rowerzystę a śmierci uniknąłem tylko dlatego, że dzielnie skoczyłem w ostatniej chwili na bok. Szczytem głupoty jest jazda na rowerze z parasolem w ręku (bo pada). Nie dość ,że połamią ci kości to jeszcze wydziobią oczy. Ciekawe ile rocznie mają tu wypadków śmiertelnych spowodowanych rozjechaniem pieszego gdzieś na chodniku?

I na koniec rada od kogoś z biura: Nie chcąc być rozjechanym przez czyjś rower trzeba iść tak blisko ściany żeby nie było szansy wjechać w lukę którą tam zostawisz. Jeśli zostawisz choćby 5 cm wolnego miejsca - na pewno ktoś tam wjedzie i na 90% zrobi to zza twoich pleców więc zobaczysz go po tym jak jego przednie koło rozerwie ci czaszkę na pół ;)

niedziela, 1 lutego 2009

katakana quiz (1)

Takich wpisów będzie więcej. Będę tu wrzucał najzabawniejsze słowa. Dzisiejszy wieczór sponsorują:

レンタルサービス

マイクロソフトオフィス

Nagród za odszyfrowanie nie przewiduję.

nigga'

Czy zastanawialiście się kiedyś jak musi czuć się Murzyn w Polsce? Ja się czuję tak tutaj. Wszyscy się na ciebie gapią. I zapewne komentują - hihihi...zobacz jakie ma dziwne oczy, hihihi...Wystarczy się dyskretnie rozejrzeć żeby dostrzec kogoś wpatrującego się w ciebie jak w obrazek. Jest to o tyle denerwujące, że jeżeli w Polsce wszyscy się na ciebie gapią, tz. że coś jest nie tak - np. masz ptasią kupę na głowie. Tutaj trzeba powstrzymać wszelkie odruchy strzepujące liście z głowy, sprawdzające czy nie mam nic na twarzy, itd. Nie ma to sensu. Zwłaszcza, że o tej porze roku drzewa nie mają liści ;)

Bycie Murzynem ma też swoje dodatnie strony ale o tym napiszę na blogu dla dorosłych :P

rantouba

W końcu dziś zaświeciło wiosenne słońce. Na niebie ani jednej chmurki więc postanowiłem wybrać się na wycieczkę. I tu dylemat - gdzie? Rok temu zwiedziłem prawie wszystko, co było do zwiedzenia w Tokyo (z tych najbardziej znanych atrakcji turystycznych) a nawet wyjechałem poza miasto, zobaczyć klasztor na górze Mitake. W związku z tym teraz miałem niemały dylemat - co zobaczyć? Czego jeszcze nie widziałem? Przeglądałem przewodnik wzdłuż i wszerz i wpadłem na genialny pomysł - skoro chciałem zobaczyć prawdziwą Japonię - pojadę na jakiś...cmentarz ;)

Wybór padł na okolicę stacji JR Nippori. Okolica ta to prawdziwe zagłębie świątyń i cmentarzy. Bardzo starych cmentarzy. Okolica została oszczędzona podczas amerykańskich dywanowych bombardowań z czasów II wojny światowej. I to był strzał w dziesiątkę. Stare cmentarze i buddyjskie świątynie mają niesamowity urok. Urok Japonii nierzadko z przed kilkuset lat (najstarszy klasztor pochodzi chyba z XVIIw). 

W międzyczasie wstąpiłem do jakiegoś muzeum. W przewodniku było napisane, że na jego tyłach znajduje się wspaniały ogród japoński. Skuszony fotami jakie tam natrzaskam, poświęciłem 400 jenów, założyłem pantofle (tak - musiałem oddać buty i założyć najzwyklejsze w świecie pantofle!) i popędziłem co tchu do ogrodu. Ogród owszem był piękny, tyle że za brudną szybą a o wyjściu na zewnątrz nie było mowy. Tak oto 400 jenów poszło się paść. Jedyne, co warte było zobaczenia w tym muzeum to muzeum samo w sobie - był to stary japoński dom, z przed II wojny światowej. Bez wątpienia wart zobaczenia (ale nie za 400 jenów).